Kilka dni temu redakcja choczewo24.info odwiedziła w Choczewku największy na Gminie Choczewo zakład pracy… firmę „MK Agro Production Sp. z o.o.”, gdzie rozmawialiśmy też z Panem Filipem Piotrowskim – pełnomocnikiem inwestora w powyższej spółce. Z poniższego wywiadu można się dowiedzieć m.in. o wielkości zatrudnienia, profilach działalności, wysokiej jakości produkowanych tam wyrobów a także o poczynionych w ostatnim okresie czasu inwestycjach firmy, związanych z ochroną środowiska naturalnego. Udało nam się też zapoznać z cyklem produkcyjnym „MK Agro”, co prezentujemy na załączonych do niniejszego artykułu zdjęciach. Gorąco zachęcamy doza poznania się z poniższym materiałem…
Aktualnie jesteście Państwo największym zakładem pracy w Gminie Choczewo, ile osób w chwili obecnej tu pracuje i z jakich… krajów?
Obecnie pracuje u nas 170 osób, jednak dzięki inwestycjom, realizowanym w tym roku w najnowocześniejsze technologie dostępne dla przemysłu spożywczego, optymalizujemy pewne procesy, co pozwoli zredukować zatrudnienie do 140 osób. Równolegle jesteśmy w trakcie budowy trzeciej linii produkcyjnej i planujemy za jakiś czas uruchomienie trzeciej zmiany, a to zwiększy zatrudnienie docelowo do poziomu 200-220 osób w całym zakładzie.
Absolutnie stawiamy na pracowników z Polski i to jest nasz priorytet. Wymaga to jednak czasu, by przeszkolić personel, a w konsekwencji skompletować zgrany i zadowolony z pracy zespół. To szczególnie trudne, gdy zwiększa nam się produkcja poprzez uruchomienie kolejnej linii produkcyjnej i wówczas ten skok zatrudnienia jest gwałtowny. W takiej sytuacji wspieramy się dwiema agencjami zewnętrznymi, które dostarczają nam do pracy osoby głównie z Ukrainy. Aktualnie na 170 pracowników ok. 60-70 osób jest z tego kraju. Parytet pracowników z zagranicy zmienia się w czasie, ze względu na fakt, że część z nich wraca do swojego kraju, do bliskich. Większości praca u nas podoba się i wracają, namawiają znajomych czy członków rodziny, niektórzy szukają innej pracy lub innego kraju, w którym może będą czuli się lepiej, jednak uważam, że dbamy o bardzo dobre warunki pracy, przyjazną atmosferę i każdego oceniamy za jakość pracy, zaangażowanie, bez względu na pochodzenie.
Podjęcie pracy w „MK Agro” jest na pewno lepszym wyborem niż praca w chłodniach, mroźniach, zakładach przetwórstwa rybnego czy mięsnego. U nas pracownicy mają komfort termiczny, nie ma nieprzyjemnych zapachów, pracownicy nie muszą być w maseczkach, rękawicach czy kaloszach, co zawsze jest pewną uciążliwością. Zakład oferuje wygodną przestrzeń do pracy, dbamy o ergonomię na stanowiskach pracy, staramy się wszystkie procesy ulepszać, aby unikać zbędnych obciążeń, a w kilku miejscach, gdzie praca może wymagać większego wysiłku rotujemy pracownikami, aby nikt nie musiał przez całą zmianę nadwyrężać się. Przede wszystkim jednak dbamy o atmosferę i nie wyróżniamy pracowników za to skąd są, uważamy, że każdemu należy się szacunek. Tak jak powiedziałem, priorytetem dla nas są lokalni pracownicy i bardzo chcielibyśmy, aby stanowili oni 100% ogółu załogi, jednak kadrę menedżerską i specjalistyczną pozyskujemy z Trójmiasta, nawet z centralnej Polski, ponieważ w Gminie Choczewo nie ma tradycji nowoczesnej produkcji żywności na dużą skalę, dla wymagających klientów i brakuje osób, które mogłyby nam pomóc budować profesjonalny zespół. Zasadniczo jednak nie mamy problemu z zatrudnieniem, a w firmie jest bardzo niska rotacja. Obsługa nowoczesnego sprzętu, przyswojenie procedur, które nakładają na nas posiadane certyfikaty czy klienci z całej Europy, wymagają czasu. Dlatego personel dobieramy z rozwagą, bierzemy pod uwagę długość pracy w poprzednich firmach, zdobyte doświadczenie i jasno informujemy o naszych oczekiwaniach tak, aby późniejsza współpraca nie była rozczarowaniem dla żadnej ze stron.
Krótko mówiąc, dbamy o naszych pracowników, wypłacamy wynagrodzenia często z kilkudniowym wyprzedzeniem, premiujemy za ponadprzeciętne zaangażowanie czy pomysły racjonalizatorskie. Ludzie Ci nie pracują na najniższych krajowych stawkach, chociaż przy tych najprostszych operacjach to jest poziom zbliżony do najniższego wynagrodzenia plus jakiś dodatek, ale już osoby, które się wyróżniają lub pracują na stanowisku „brygadzisty” czy np. „operatora maszyn”, a więc na stanowiskach bardziej odpowiedzialnych, wymagających, gdzie oprócz zaangażowania potrzebne jest jeszcze zdobycie pewnej wiedzy, poczucie odpowiedzialności za obsługiwane urządzenia lub podległy personel, zarobki są dobre lub nawet bardzo dobre.
…ale tego wszystkiego mogą się oni nauczyć tutaj na miejscu?
Tak, dajemy sobie zawsze kilka miesięcy na wdrożenie nowego pracownika i dlatego też bardzo ostrożnie dobieramy kadrę. Dla nas to ogromna strata, jeśli pracownik miałby odejść z firmy po czasie, który koledzy, przełożeni poświęcili na przeszkolenie. Czas poświęcony w przyuczenie nowej osoby do pracy w naszej firmie, szczególnie na stanowiskach „operatorskich”, bardziej technicznych czy technologicznych, wymaga wysiłku innych osób i zależy nam, aby to nie był czas stracony – czas to jedna z tych rzeczy, których nie da się kupić.
Generalnie jednak problemu rotacji nie mamy. Polscy pracownicy, co do zasady od nas nie odchodzą, my ich nie zwalniamy, głównie dlatego, że staramy się już na starcie podejmować dobre wybory. Sam proces rekrutacji nie jest skomplikowany, ale uwzględnia on, o czym wspomniałem, to czy staż pracy w poprzedniej firmie był liczony w latach, czy też może co roku zmieniają zatrudnienie, a to już nic dobrego nie wróży – nasza firma nie chce być tylko kolejnym przystankiem takiego pracownika.
Podstawowym założeniem naszej firmy jest posiadanie kadry stabilnej, zgranej, dobrze traktowanej i dobrze wynagradzanej – dobrych warunków pracy i płacy, z szansą na rozwój nikt nie chce zmieniać.
Na jakiego rodzaju wynagrodzenie może liczyć taki pracownik, już „przyuczony” do wykonywania jakichś bardziej konkretnych zadań?
Pomijając najprostsze operacje, gdzie trzeba przestawić kartonik o 50 cm z miejsca na miejsce, to inne stanowiska dają możliwość uzyskania atrakcyjnego wynagrodzenia. Pracownicy, którzy zdecydowali się zrobić ten krok do przodu mogą zajmować bardziej odpowiedzialne czy specjalistyczne stanowiska i takie osoby zarabiają u nas dobrze, a nawet bardzo dobrze i bynajmniej, wcale nie w odniesieniu do tutejszego regionu, ale w skali całego kraju, a więc są to już atrakcyjne zarobki.
Ostatnio pojawiło się w naszym serwisie ogłoszenie, w którym poszukujecie nowych osób do pracy. Jak rozumiem szukacie pracowników właśnie do tej nowej linii produkcyjnej, jaka zostanie otwarta w przyszłym roku?
Musimy skompletować zespół do obsługi całej linii, więc będziemy potrzebowali ok. 25-30 osób. W przypadku konieczności uruchomienia trzeciej zmiany nasze zatrudnienie ponownie wzrośnie. Na jedną linię produkcyjną będziemy potrzebować 25 osób, czyli w ciągu najbliższych 2-3 lat zatrudnimy dodatkowo nawet do 100 osób.
Czy Wasza firma pracuje w systemie całorocznym?
Tak, pracujemy przez cały rok. Mamy to szczęście, że ta sezonowość występuje, ale bardziej w asortymencie niż wielkości produkcji i znosi się w zależności od branży, w jakiej aktualnie pracujemy. A działamy w trzech obszarach. Pierwszy kanał dystrybucji to „food service”, który możemy przetłumaczyć, jako obsługa gastronomii, hoteli, co na zachodzie jest bardzo popularne – tam już od wielu lat unika się prostych operacji, o ile można kupić produkt bardziej przetworzony, ale nadal tak samo dobrej lub nawet lepszej jakości. W Polsce nie jest to wciąż popularna opcja, dzisiaj w szpitalach, w szkołach wciąż obiera się ziemniaki, podczas gdy na zachodzie nikt już tego nie robi. Tam kupuje się już „gotowe”, obrane i ugotowane ziemniaki w paczuszkach, przebrane i tej samej jakości przez cały rok.
Drugi kanał naszej dystrybucji to „retail”, czyli sprzedaż detaliczna do sieci nowoczesnych i tutaj nasze produkty są dostępne od kilku lat w największych sieciach handlowych w Polsce (Biedronka, Lidl, Kaufland, Carrefour), ale też w zagranicznych sieciach na Litwie, Łotwie, w Estonii, w Czechach, Słowacji czy w Danii, za chwilę będziemy też we Włoszech. Trzeci kanał dystrybucji to tzw. „B2B” (skrót od angielskiego pojęcia „business to business”, w dosłownym tłumaczeniu na język polski – biznes do biznesu), czyli współpraca z innymi zakładami produkującymi żywność, gdzie nasz ziemniak czy buraczek w „kostce” lub innym formacie, staje się komponentem dania/produktu finalnego np. mieszanki warzyw. I wtedy my dla innych zakładów zajmujących się budowaniem konkretnych dań z kilku komponentów – jesteśmy jednym z dostawców.
W okresie od października do końca roku szkolnego, a więc do końca czerwca, branża hotelarska czy gastronomia w miejscowościach turystycznych jest znacznie mniej aktywna. Wiadomo, rzadziej w tym okresie odwiedzamy, mniej lub wcale nie jeździmy na plaże, nad jezioro, więcej czasu spędzamy w domu i wtedy też częściej gotujemy sami. Z kolei od końca czerwca do sierpnia, a nawet do końca września, dużo częściej podróżujemy, korzystamy z hoteli i restauracji. Wtedy też zaczyna nam rosnąć „food service”, a spada sprzedaż detaliczna. Z kolei po sezonie wakacyjnym/urlopowym spada „food service” i znowu rośnie sprzedaż w dyskontach czy supermarketach. Dzięki takim zależnościom produkcja jest w zasadzie przez cały rok na zbliżonym poziomie, ale to też nakłada na nas pewną trudność w zarządzaniu biznesem od strony surowca i duże nakłady kapitałowe niezbędne na jego skup, a przecież produkty muszą być dostępne cały rok. Jak wiadomo ziemniaki zbieramy najwcześniej w okresie czerwca i lipca aż po główne zbiory, kiedy wykopki trwają aż do października, czasem nawet do połowy listopada, podobnie jest z burakiem ćwikłowym, który również przetwarzamy.
Aby zabezpieczyć surowiec dla naszych klientów z Polski i zagranicy musimy go odpowiednio przechowywać. I dlatego właśnie mamy w Choczewku jedną z największych w Europie „przechowalni” warzyw o możliwościach przechowalniczych do 32.000 ton. Jakby to przeliczyć na kg to jest… 32 mln kg ziemniaków, czyli moglibyśmy nimi wyżywić całą krajową populację, przyjmując, że każdy człowiek zje np. 1 kg ziemniaków. To jest ok. 1300-1400 aut 24-tonowych, które musimy cały czas przechowywać i dbać o jakość tego surowca. Posiadamy systemy chłodnicze, nowoczesne systemy kontroli klimatu, ludzi, którzy przez cały rok obserwują warzywa w magazynach. Cały czas monitorujemy i analizujemy ewentualne zmiany chorobowe, turgor, jakość skórki, przebarwienia. Musimy umiejętnie zarządzać tym surowcem i to też jest jednym z głównych wyzwań naszego biznesu.
Podczas Pana wypowiedzi padło wiele nazw krajów europejskich, czy docieracie już także poza nasz kontynent?
Mieliśmy krótkotrwałą sprzedaż na Bliski Wschód, konkretnie do Dubaju. Sprzedawaliśmy tez nasze produkty do USA, ale niestety przez „covid” koszty transportu, szczególnie tego morskiego, wzrosły z 2000-3000 USD do 7000, czasem i 9000 USD. A nasz produkt to jednak jest „ziemniak”, jedna z najtańszych rzeczy, jakie możemy jeść. Chciałbym nadmienić, że ziemniak jest jedynym warzywem, przy którym człowiek może przeżyć jedząc tylko ziemniaki właśnie! A więc wbrew przekonaniu wielu osób, że ziemniaki to ryzyko nadwagi i problemy zdrowotne, prawda jest zupełnie inna. Wręcz przeciwnie, ziemniak robi się modny, jest bardzo zdrowy, pożywny, szczególnie kiedy ten ziemniak po ugotowaniu schłodzimy a dopiero potem podgrzejemy. Ma on wówczas bardzo niski „indeks glikemiczny” i dokładnie w ten sposób wytwarzamy nasze produkty, czyli pasteryzujemy ziemniaki, potem je schładzamy do temperatury ok. +7ºC i w takiej właśnie temperaturze, w całym łańcuchu dostaw i później już przechowywania u klientów końcowych, ten towar jest przechowywany i wówczas, gdy go podgrzejemy czy upieczemy jest on wybitnie zdrowy. Jego ogromną zaletą jest jeszcze to, że przez cały rok mamy bardzo porównywalną jakość, czyli ziemniak z poprzedniego sezonu, który przechowujemy do czerwca/lipca, ktoś może pomyśleć, że to ziemniak młody, ma kolor, zapach i smak, który lubimy. Na świeżym rynku ten ziemniak jest już nie do zdobycia, ponieważ pod koniec kwietnia kończy się ziemniak dobrej jakości w Polsce. W maju mamy już do czynienia z bardzo niskiej jakości ziemniakami, które często po przekrojeniu w domu posiadają duże zmiany chorobowe i sporo ziemniaka kupionego w sieciach wyrzucamy.
W tym okresie każda gospodyni domowa potrafi dostrzec istotną zmianę w jakości ziemniaka, a my na długie przechowywanie wybieramy zawsze ziemniaka najlepszej jakości, kilku wybranych odmian, ponieważ tylko taki, zdrowy ziemniak może być przechowywany nawet 9-10 miesięcy, ale do tego potrzebna jest od pierwszego do ostatniego dnia temperatura od +3,5 do 4,0ºC i okazuje się, że w czerwcu nasz ziemniak dalej jest żółty, smaczny, nie jest szklisty ani wodnisty. By osiągnąć przemysłową wydajność, korzystamy z najlepszych dostawców folii na świecie, którzy gwarantują nam, że żadne niepożądane składniki z folii nie migrują, czyli nie przenikają do żywności. Nie jest to więc zwykły kawałek folii, ale folia specjalistyczna, technologiczna, przeznaczona do procesu pasteryzacji i sterylizacji. Co uzyskujemy gotując ziemniaki w ten sposób? Jeżeli ziemniaki gotujemy w garnku, w wodzie, to duża część witamin, mikroelementów i smaku zostaje wypłukana – mało kto o tym wie. Technologia naszej produkcji polega na gotowaniu ziemniaków w zamknięciu, dzięki czemu wszystko to, co najcenniejsze w tym warzywie pozostaje, a po schłodzeniu dodatkowo, o czym również wspomniałem ziemniak ma niski indeks glikemiczny. W ten sposób mamy przez cały rok bardzo dobrą i stabilną jakość naszego produktu, a klient wie czego się spodziewać bez względu na porę roku.
Korzystacie Państwo z surowca lokalnego, kontraktując tego ziemniaka u miejscowych rolników czy też sami prowadzicie jakieś uprawy?
Jeszcze kilka lat temu mieliśmy własne uprawy na powierzchni ponad 500 ha, ale gdy dołączyłem do „MK Agro Production” z ramienia inwestora i właściciela firmy, poproszono mnie o wsparcie i weryfikację tego, co dzieje się w firmie, w jaki sposób można ją rozwinąć i udoskonalić. Jednym z pierwszych wniosków było to, by tej uprawy zaprzestać, ponieważ pola nie będąc nasza własnością, były dzierżawione, niekoniecznie najlepszej jakości i klasy. Były to areały, w które nie mogliśmy zainwestować a przy zmiennych warunkach pogodowych, często anomaliach, to jakby liczenie na tzw. łut szczęścia i zastanawianie się, czy w tym roku będą sprzyjające warunki, czy deszczu będzie za mało czy za dużo. Słońca nam nie brakuje, jest go coraz więcej, ale są problemy z wodą. Czasami jest jej za mało, a wtedy, kiedy tej wody już nie potrzeba, to jak to miało miejsce w tym roku, jest jej za dużo. Własny system nawadniania pól pozwala jednak tym tematem w znacznym stopniu zarządzać. Generuje lepsze plony i lepszą jakość. Własnych pól nie posiadamy a obowiązujące przepisy wręcz uniemożliwiają zakup ziemi, ponieważ trzeba być mieszkańcem gminy lub gminy ościennej, a my tych warunków nie spełniamy. Nie możemy zatem w te pola zainwestować, nie możemy o nie zadbać tak jakbyśmy chcieli, a tym samym nie możemy korzystać z najnowszych zdobyczy wiedzy agrotechnicznej w tym zakresie.
Zaprzestaliśmy więc tej uprawy, sprzedaliśmy sprzęt, a pracowników zatrudniliśmy do produkcji. W tej chwili kupujemy ziemniaki z rynku, lokalnie tak, ale zdarza się też, że ziemniak przyjeżdża do nas ze Śląska, z Mazur, z Centralnej Polski, aktualnie potrzebujemy ok. 35-40 tys. ton surowca rocznie, a docelowo ok. 70 tys. ton, ponieważ w toku produkcji powstaje 30-40% odpadów. To są ziemniaki niejakościowe, ziemniaki które posiadają tzw. „oczka, czy inne zmiany chorobowe, a w gotowej już „paczce” ten produkt widoczny jest… „czarno na białym” i jednoznacznie można stwierdzić, że jest on albo dobrej jakości, albo złej. By klientom zagwarantować towar najwyższej jakości musimy niestety liczyć się z wysokim procentem odpadu, który trafia na skarmianie zwierząt, do gorzelni lub biogazowni. Jeszcze w zeszłym roku mieliśmy 20% kontraktacji ziemniaka i 80% skupu z wolnej ręki z rynku, natomiast w ciągu 2-3 lat chcemy te proporcje odwrócić i kontraktację, głównie regionalną znacząco zwiększyć.
Jak radzicie sobie Państwo ze środowiskiem naturalnym, ponieważ mieszkańcy Choczewka żalą się, przysyłali nam nawet do redakcji zdjęcia i filmy, że są wylewane do okolicznych cieków jakieś „popłuczyny” i inne tego typu „odpady”. Czym one są?
Produkcja warzyw pasteryzowanych to „czysta” produkcja. W procesie obierania surowca powstają wytłoki i obierzyny, czyli po prostu części organiczne ziemniaka. Ta część produkcji nie jest de facto odpadem, gromadzimy je w specjalnych bunkrach, które ze względu na wzrost produkcji okazały się zbyt małe. Zbudowaliśmy więc w tym roku pięć nierdzewnych zbiorników o pojemności 200 m³ każdy, łącznie ok. 1000 m³. Odpad produkcyjny nazywamy potocznie „pulpą ziemniaczaną” i te obierzyny trzymamy w tych zbiornikach. Każdego dnia przyjeżdżają samochody, które odbierają te obierzyny i wywożą do odbiorców – część z nich płaci symboliczną cenę nam, innym my płacimy. W tej chwili współpracują z nami dwie biogazownie, w Potęgowie i nowa – w Wicku. Tam trafiają te odpady i nie stanowią one jakiegokolwiek problemu, nie są też obciążeniem dla środowiska naturalnego. Po pasteryzacji czy sterylizacji (gotowanie ziemniaków) następuje proces chłodzenia, którego skutkiem ubocznym jest kondensat, czyli nic innego jak zmiana fizyczna i przejścia pary w stan ciekły, czyli czystą wodę (o temp. 40ºC), którą zużywamy głównie do mycia tychże ziemniaków.
Drugim rodzajem ścieku, jaki powstaje w procesie produkcji jest tzw. ściek technologiczny, czyli końcówki sosów i marynat, które powstają z oleju i przyprawy. W chwili obecnej budujemy dodatkowe separatory, aby separować ten odpad z produkcji. Główny ściek powstaje jednak podczas mycia ziemniaków, a więc to co mamy na ziemniaku, czyli ziemia z pola, zabrudzona woda. Jeszcze przez kilka dni będzie to układ otwarty i w tym roku większość tego ścieku zrzucaliśmy tutaj na sąsiadujące pola, za zgodą właściciela gruntów do nas przyległych, ale tak naprawdę to, co do tej ziemi wprowadzamy to, co z tej ziemi de facto zabraliśmy (ziemia z pól, ponieważ nic innego w ziemniaku nie ma, a do mycia nie dodajemy żadnych środków chemicznych czy detergentów. Po kilku miesiących projektowania i produkcji uruchamiamy własną podoczyszczalnię ścieków, która jest oparta o separator lamelowy i specjalne dodatki, czyli tzw. „fluktuanty”, które sedymentują cząstki ciężkie w wodzie (piach, muł, ziemia, części organiczne), które potem będziemy mogli wysypać z powrotem na pola, bo to przecież nic innego, jak ziemia, łęty i piach. System czyszczenia ścieków będzie wzbogacony o system ozonowania, dzięki czemu będziemy mogli myć ziemniaki w tzw. obiegu zamkniętym, redukując dodatkowo o 95% zużycie wody.
Ostatni ściek, jaki powstaje przy produkcji nie jest może duży, ale z racji tego, że zakład jest codziennie myty, używamy rzecz jasna do tego celu jakichś środków chemicznych, dostarczanych z certyfikatami przez renomowanych dostawców, ale wszystkie powstałe w ten sposób ścieki zbieramy w jedno miejsce i budujemy już drugą oczyszczalnię ścieków tylko dla tego zakresu. Warto w tym miejscu wspomnieć, że oprotestowaliśmy decyzję gminy w sprawie rozbudowy oczyszczalni ścieków w Choczewie, ale pominięto nas w zakresie tzw. przyłączenia zakładu do budowanej instalacji. Sam Pan wspomniał, że jesteśmy największym zakładem produkcyjnym gminie, a jednak gdzieś, ktoś o takim zakładzie pracy zapomniał i nawet nie zaproponowano nam zrzucania w układ ścieków bytowych do tej rozbudowywanej aktualnie instalacji. Ścieki bytowe musimy dzisiaj specjalnie wywozić, co stanowi dla nas pewne obciążenie finansowe, ale dopóki nie zostaniemy wpięci w rozbudowywaną infrastrukturę, dopóty nie mamy innej możliwości.
Chcemy być, możliwie jak najbardziej obojętni dla środowiska, nie mamy jeszcze w tej chwili np. fotowoltaiki, ale nie możemy w budowę takiej instalacji na razie inwestować, ponieważ zakład nie jest skończony, w jego modernizację, tylko w latach 2023-2024 zainwestujemy prawie 70 mln. zł. Wszystkie te prace musza zostać definitywnie zakończone, później jeszcze przez 6-12 miesięcy musimy sprawdzić piki poboru energii w całym roku, aby na tej podstawie zaprojektować, jak najbardziej optymalny układ instalacji fotowoltaicznej. Wszystko to oczywiście z czasem zrobimy, to przyniesie nam wymierne oszczędności oraz wprowadzi naszą firmę na tory modnego „sustainability”, czyli firmy opartej o zasady zrównoważonego rozwoju, co przyczynia się do możliwie najbardziej ograniczonego wpływu na środowisko naturalne. W procesie produkcji potrzebujemy duże ilości pary, którą wytwarza kotłownia o mocy 9 MW, do zasilania której potrzebujemy oleju opałowego. Na wiosnę przyszłego roku, gdzieś w okolicach kwietnia – maja będzie już gotowa instalacja „propan-butan” i będziemy zasilali naszą kotłownie gazem, więc bardziej ekologicznym tzw. niebieskim paliwem.
Występujące w zakładzie ścieki, są więc typowymi ściekami technologicznymi, w większości o podłożu organicznym. Nie produkujemy tekstyliów czy nawozów, gdzie zużywa się całe mnóstwo komponentów chemicznych, jedynie przetwarzamy naturalne produkty pozyskane z pól. Dokładamy wszelkich starań, aby nasz zakład funkcjonował w pełnej zgodzie ze środowiskiem i nie był dla nikogo, jakimkolwiek obciążeniem.
Konkludując Pana wypowiedź, można zatem śmiało powiedzieć, że mieszkańcy okolicznych miejscowości mogą spać spokojnie?
Tak, mogą spać bardzo spokojnie. Sam znam sytuacje, w których pracownicy gminy u nas interweniowali, że w okolicznym strumyku pojawiły się całe ziemniaki. Nie jest to ani w naszej naturze, ani tym bardziej właściciela, by niszczyć wręcz miejsce, w którym sami żyjemy i pracujemy. Ale kiedy zatrudniamy nowych pracowników, a firma wciąż się rozbudowuje, mogą czasem zdarzyć się przypadki, że nowi pracownicy (głównie obcokrajowcy), nie nauczeni tzw. „kultury pracy”, sprzątając plac zamiatają wszystko do tzw. kratki ściekowej i wówczas, tym odpływem ziemniaki gdzieś w pobliskim strumieniu finalnie lądują. Osoby, które pracują u nas od lat wiedzą, że jeśli znajdą na placu jakieś „zagubione” ziemniaki, to należy je pozbierać, wysypać do specjalnych zbiorników i wywieźć do biogazowni lub gorzelni. Do tej pory taka sytuacja miała miejsce tylko raz. Kiedy rozdzwoniły się telefony, natychmiast zebrała się nasza ekipa ludzi w kaloszach, która udała się w to miejsce i cała zawartość strumyka została dokładnie z tych ziemniaków uprzątnęła.
I już tak na koniec rozmowy, czy jest jeszcze coś, co chciałby Pan powiedzieć mieszkańcom naszej gminy, choćby w kontekście tej przyszłej inwestycji, jaką ma być pierwsza w Polsce elektrownia atomowa, gdzie z niewielkiej rolniczej społeczności przekształcimy się nagle w gminę… przemysłową? Czy Wasz zakład odnajdzie się w ogóle w tej nowej rzeczywiści?
Rozwój gminy to działalnia bardzo sprzyjające naszemu biznesowi. Chociażby planowana droga z Godętowa do Kurowa, gdzie dzisiaj, szczególnie w zimowej aurze, podróżowanie tą drogą jest wręcz niebezpieczne. Kolejny pozytywny aspekt, to napływ nowych osób do pracy. Przecież nie wszyscy będą pracować przy budowie oraz w przyszłej elektrowni atomowej i takim właśnie osobom będziemy mogli tę pracę zapewnić. Jeszcze kilka lat temu mało kto słyszał o Choczewie, teraz to się zmieniło, a niebawem Choczewo będzie na ustach wielu ludzi. Już dzisiaj w jakiś sposób aktywnie włączyliśmy się w nurt popularyzacji Choczewa, bo nasze produkty są we wszystkich największych sieciach handlowych, a zatem Polacy w całym kraju jedzą ziemniaki czy buraczki wyprodukowane w tej gminie i prawdopodobnie często nawet o tym nie wiedzą. Zdarza się bowiem, że nasi klienci sieciowi oznaczają nasze produkty swoją „marką” (znakiem firmowym) ale często jest na nich również wyraźna informacja, że dany produkt wyprodukowano w zakładzie w Choczewku, bywa jednak i tak, że na opakowaniu widnieje jedynie… „wyprodukowano dla…”. Chcąc nie być tak anonimowi, od jakiegoś czasu prowadzimy własne media społecznościowe, gdzie informujemy o tym co zmienia się w naszym zakładzie. Po zakończeniu bieżących inwestycji, kiedy firma zacznie czerpać zyski z zainwestowanego kapitału, z wielką przyjemnością będziemy informować świat, że nasza produkcja jest stąd i chcielibyśmy bardziej aktywnie wspierać gminę. Szczerze mówiąc jestem zafascynowany tą okolicą, ludźmi, bliskością morza i pięknymi plażami. Na co dzień mieszkam w Gdyni i nie znałem tych okolic, a teraz, po kilku latach pracy tutaj Gmina Choczewo, jest dla mnie wielkim, pozytywnym odkryciem. Jestem pod wrażeniem pracy Wójta Gębki, jego walki o dobro gminy, jej mieszkańców, współpracy z Gminą, w której nigdy nie odmawia się spotkania czy współpracy, która może być z korzyścią dla wszystkich, co jest naprawdę bardzo, bardzo cenne. Widzimy wiele korzyści w byciu w takim miejscu jak to…
Dziękuję uprzejmie za rozmowę…