# Tags
#Mieszkańcy

NASZE ROZMOWY… Handel przed świętami, nie jest łatwo ani sprzedającym, ani kupującym

Żeby zrobić ten materiał, trzeba było wyjechać poza granice naszej gminy, dlaczego ? No bo chcąc porozmawiać z kierownikiem któregoś z dużych marketów, trzeba byłoby czekać kilka dni na zgodę „centrali”, z kolei lokalne sklepy albo nie miały czasu na 10-minutową rozmowę albo też nie chciały dzielić się specjalnie swoimi „poglądami” z przedstawicielem choczewskich mediów. W tej sytuacji, trzeba było pojechać poza granice Gminy Choczewo, gdzie praktycznie tuż za miedzą, właściciele tamtejszych sklepów byli dużo bardzo rozmowni.. Z „jedną” z nich udało się nawet bez problemu porozmawiać. Poniżej pełny tekst tej rozmowy…

Pani Aniu, ile lat prowadzi już Pani sklep w tej miejscowości?

– No już będzie ze 12 lat,

A ile osób mieszka aktualnie w Pani miejscowości?

– Teraz, poza sezonem w granicach 100 osób, mała wioska J

Czy daje się już wyczuć w Pani sklepie przedświąteczny ruch?

Jeszcze nie do końca. Podejrzewam, że wszystko ruszy teraz po niedzieli. Liczymy też na to, że pojawią się również „wczasowicze”. Bardzo często bowiem bywa, że na Wielkanoc przyjeżdżają do naszej miejscowości… wczasowicze. Nasza wioska jest może i mała, ale… w sezonie urasta do rangi „turystycznej”.

Jak widzę, jest Pani w trakcie odbioru towaru, jak dzisiaj kształtują się ceny w porównaniu np. z rokiem ubiegłym?

Ja zawsze jestem takiego zdania, czy ten towar jest tani, czy też drogi, żeby był handel na sklepie to ten towar musi po prostu być. Porównując go cenowo z zeszłym rokiem powiem tak, baliśmy się zeszłego roku, ale szczerze mówiąc, to bardzo boimy się chyba tego bieżącego. Bo straszyli nasz już wysokimi cenami w zeszłym roku, ale cały czas mówiono, że to się dopiero zacznie, i faktycznie w tym roku już się to zaczęło. Widać to szczególnie w takich okresach jak Boże Narodzenie, Wielkanoc, teraz przyjdzie jeszcze „Majówka”, gdzie właśnie wypływają wszystkie te ceny. Ta bardzo wysoka inflacja. Teraz zbliża się Wielkanoc więc ceny takich towarów jak majonezy czy jajka cały czas idą zabójczo w górę. Praktycznie z każdą fakturą te ceny są coraz wyższe. Nie ma już czegoś takiego, że mam towar na półce to pozostawiam sobie cenę bez zmian. Każda dostawa to jest nowa cena i parę groszy wiecej. Niestety, choćbym nie wiem jak bym nie chciała, to nie mogąć w takim interesie tracić, muszę te ceny sukcesywnie podnosić.

Czyli ta zwyżka cena na fakturach, jakie Pani otrzymuje automatycznie przekłada się później na zwyżkę cen na sklepowych półkach?

Oczywiście. Czasem jest taka sytuacja, że są takie towary, których ceny nie zmieniąja się aż tak często więc i one nie zmieniają się na półce. Innym razem to ja po prostu schodzę ze swojej marży i jak to się mówi zarabiam mniej. Bo z drugiej strony jak ten towar m stać na półce i mi się „przedatować” to będę jeszcze bardziej stratna.

A jak zachowują się osoby, które kupują u Pani od lat? Widzą, że ceny znów wzrosły i co…

No tak są osoby, które nigdy nie zwracały uwagę na cenę ale już teraz coraz częściej się o nią dopytują. Co zauważyłam, kiedyś było bardzo często ktoś mówił… ale Ty masz tu drogo… wszedzie w marketach jest dużo taniej. Ale tej chwili sytuacja powoli się zmienia. Ostatnio miałam taką sytuację z folią aluminiową. Ktoś pyta po ile masz tą folię, mówię po tyle i tyle… Matko Boska… a ja w markecie zapłaciła dwa razy drożej. Co dowodzi, że teraz coraz częściej ludzie porównują już ceny z dużych marketów z cenami w takich wiejskich sklepikach jak mój. Jak się też okazuje nie zawsze też w tych marketach jest taniej. Oczywiście, ja nigdy nie zrobię takich promocji cen, do jakich przyzwyczajają klientów duże markety, bo te ostatnie kupują towar paletami a ja…. bardzo często na sztuki. Z kolei towar w marketach bez promocji, jak się okazuje już nie jest wcale taki tani…

A u Pani bywają w ogóle jakieś promocje?

W okresie zimowo-wiosennym to tak nie za bardzo. Zimą człowiek stara się „przeżyć”, więc stara się nie szaleć z czymkolwiek. Kupuje to, co schodzi najczęściej i najwięcej, w tym okresie czasu nie stać nas na nietrafione zakupy, które będą zalegały na półkach. Zimą zasada jest prosta, zarobiony pieniądz, pakuje się w kolejny towar… i tak w kółko.

Czy zdarza się że ludzie stoją przed kasą i muszą z czegoś zrezygnować, co zabrakło im pieniędzy?

Zdarza się, szczególnie u starszych osób, które bardzo zwracaja uwagę na ceny. Osoby takie, głównie emeryci i renciści kupują zwykle tzw. podstawowe produkty i liczą każdy grosz. Czasem muszą z czegoś zrezygnować, bo jak sami mówię, zabraknie im na życie (do wypłaty emerytury lub renty). Już nie kupują niczego na zapas, jak to jeszcze niegdyś bywało, teraz robią zakupy na bieżąco i z reguły tylko te podstawowe.

Jeżeli taki starszy człowiek chce sobie „zaszaleć”, to na co go tak w istocie jest stać?

Wie Pan, dla nich szaleństwem jest 6 plasterków lepszej wędliny. Są osoby, które normalnie kupują 3-4 plasterki tej najtańszej wędliny i to musi im na kilka dni wystarczyć. Nie wspomnę już o jakichś sokach, napojach, nie ma… kupują to co naprawdę muszą i to co w danym dniu jest im najbardziej potrzebne (np. na obiad)

A teraz tzw. trudne pytanie… czy w Pani sklepie funkcjonuje coś takiego jak… „zakupy na zeszyt”?

Ha, ha, ha… no niestety tak. Ja uważam, że to jest taki „element handlu”, który, że tak powiem utrzymuje małe sklepy na wiosce. Tym ludziom nie wystarcza niestety pieniędzy od pierwszego do pierwszego… oni mają w głowie to, że mają na wiosce taki sklepik, którzy zawsze ich w potrzebie poratuje. Wiedzą, że jeżeli w miesiącu sobie któregoś dnia „zaszaleją”, to wiedzą, że do „wypłaty” im nie wystarczy a wówczas pozostają im już tylko zakupy na zeszyt. Rzecz jasna najbardziej krępują się te najstarsze osoby, czasem jest im normalnie wstyd, ale cóś począć, takie czasy. I tylko dobre serce sprzedającego daje im przeżyć i w miare normalnie funkcjonować. Rzecz jasna w tym czasie mamy wstrzymany pieniądz i też czekamy na ich zwrot, ale cóż począć (śmiech).

Taki zeszyt to tylko dla najbardziej zaufanych klientów?

Oczywiście, że tak.

Czy zdarzyło się, by ktoś jednak się pod koniec miesiąca lub po „wypłacie” z Panią nie rozliczył?

Oj, bardzo często. Wtedy jest tzw. „walka”. Wie Pan, na zeszyt kupuja tylko miejscowi, do tego Ci, których znam najepiej. Nie sprzedajemy osobom spoza naszej wioski. Jeżeli ktoś błaga i prosi, że zapłaci za drugim razem…. I mimo wszystko robi kolejne zakupy a potem mimo wszystko dalej nie płaci, mogę meć żal tylko do samej siebie. Staram się stosować zasadę, jeżeli weźmiesz towar na „zeszyt” a nie zapłacisz, ja Ciebie więcej nie wspomogę. Ale mimo wszystko to bardzo częste przypadki…

Boi się Pani tych świąt?

Wielkanoc nigdy nie była u nas zarobkowym „kokosem”. Każdy kto do nas przychodzi to mówi raczej, że w tym roku to nic specjalnego nie robi, ot tak tylko dla dzieci, dla rodziny. Delikatnie i bez fajerwerków. Ja sama też będę starała się wyprawić te święta z myślą o najbliższej rodzinie, głównie dla dzieci. Te świeta też są specyficzne, bądź co bądź występują raz w roku, trudno oprzeć się ich urokowi. Więc przynajmniej dla tych dzieci trzeba je przygotować i dać im jakiegoś „zajączka” J

A tak na marginesie, kiedy ostatni raz była Pani gdzieś na jakimś wypoczynku?

Przez 12 lat mojej pracy, 7 dni w tygodniu… byłam raz na tydzień czasu w Warszawie i tyle było z tych moich „wojaży” J

Dziękuję za rozmowę