# Tags
#Kościół #Mieszkańcy

Rekolekcje z ks. Jackiem – Przywrócenie pierwotnego szczęścia (odkupienie i zbawienie) 

Wielki Post to czas bardzo osobisty, czas oczekiwania, czas ukrycia i czas działania… Te dni to także czas internetowych spotkań z ks. Jackiem – Proboszczem Parafii Miłosierdzia Bożego w Sasinie, który w ten właśnie sposób chce zachęcić mieszkańców całej naszej gminy do wspólnego stołu… do pięciu spotkań w kolejne cztery niedziele, do wspólnego karmienia się i dzielenia. Swoich czytelników, do wspólnego stołu z ks. Jackiem zaprasza też redakcja Choczewo24.info… usiądźcie i Wy, nie dajcie się prosić, po prostu usiądźcie i spotkajmy się razem. Dzisiaj, IV tydzień rozważań rekolekcyjnych pt. „Przywrócenie pierwotnego szczęścia (odkupienie i zbawienie)

Uświadomienie sobie prawdy, że jesteśmy grzesznikami ma kluczowe znaczenie dla podjęcia dalszych kroków, aby odzyskać utracone szczęście wieczne. Pierwszym krokiem, jaki teraz poczynimy będzie uzmysłowienie sobie konsekwencji, jakie stały się naszym udziałem z powodu grzechu pierworodnego. Wszyscy doświadczamy ich w mniejszym lub większym stopniu.

Pierwszym, najbardziej smutnym skutkiem tego grzechu jest zerwanie relacji z Bogiem. Człowiek już nie odczuwa tej miłości, którą Pan Bóg go obdarzył, zaczyna uciekać przed Stwórcą, kreuje Jego zły obraz w swoim sercu, staje się nieufnym wobec Niego; zaczyna też szukać sobie czegoś, co zastąpi mu tę relację, jak m.in. doświadczenia mistyczne, poprzez które pragnie wznieść się poza ten świat doczesny, przekroczyć swoje ograniczenia – różnego rodzaju formy okultyzmu, magii, spirytyzmu oraz szeroko rozumianego ezoteryzmu. Człowiek taki łatwo ulega zabobonom, przesądom. Zamiast wierzyć Panu Bogu, ufać Jemu, zaczyna poszukiwać odpowiedzi na nurtujące go pytania w horoskopach i wróżbach. Ponadto najczęściej znajduje sobie bożka, który mógłby zapewnić mu jakieś poczucie bezpieczeństwa oraz nadać sens jego życiu. Takim bożkiem może być pieniądz, sława, dążenie do władzy, które mogą przerodzić się w egoistyczną wiarę w siebie i troskę tylko o to, co przyniesie wymierną korzyść osobistą.

Drugą konsekwencją grzechu jest zerwanie relacji z drugim człowiekiem. Chęć podporządkowania sobie innych, poczucie wyższości, chorobliwa zazdrość, czy nienawiść to tylko niektóre konsekwencje zachwiania tej relacji. Próba jej naprawienia przejawia się na tworzeniu różnego rodzaju systemów moralno-prawnych, ustalaniu zasad społecznych, różnego rodzaju kodeksów, przepisów, które należy przestrzegać. Ostatecznie poprzez wymiar sprawiedliwości próbuje się egzekwować istniejące prawo. Okazuje się jednak, że podjęte starania nie są w stu procentach skuteczne, ponieważ ludzie nadal popełniają zło, krzywdząc się nawzajem, a w więzieniach obok winowajców znajdują się nieuczciwie oskarżeni; wielu zaś przestępców unika odpowiedzialności.

Kolejnym skutkiem grzechu jest zerwanie relacji z samym sobą. Człowiek sam zaczyna gubić się we własnych osądach – z jednej strony nie czuje swojej wartości, z drugiej szuka sposobu wyróżnienia się i bycia lepszym od innych; ma trudność w określeniu życiowych priorytetów i ocenie moralnej własnych czynów. Pustka duchowa popycha go w różnorodne nałogi lub poszukiwanie za wszelką cenę różnorakich atrakcji lub „pocieszaczy”, jak ciągłe imprezy, zabawy, wyjazdy, działania etc. Zaburzona relacja ze sobą wymaga niekiedy porady psychologa lub psychiatry, ale i tu nie zawsze poraniona dusza odnajdzie ukojenie.

Zerwana relacja ze światem to przedostatni skutek grzechu pierworodnego. Rzeczywistość ziemska naznaczona piętnem grzechu ma niewiele wspólnego z rajskim ogrodem, który opuścili pierwsi rodzice. Choroby, cierpienie, trud pracy, ból rodzenia oraz wszelkiego rodzaju panujące w świecie zło, jak choćby kataklizmy są wpisane w ten świat doczesny. I tutaj również człowiek próbuje przywrócić tę zniszczoną relację poprzez różnego rodzaju działania pro-ekologiczne, organizacje broniące praw zwierząt, różne ruchy promujące zdrowe żywienie – „bio”, „eko”, ruchy promujące pewien styl życia, jak wegetarianie, weganie, witarianie, futurianie, czy friganie. Niektóre z tych form, choć mają wiele pozytywnych cech – jak troska o świat stworzony oraz zdrowie fizyczne, przybierają niekiedy bardzo skrajny charakter, stając się wręcz zamiennikiem religii i odniesień duchowych, tworząc nowe formy pseudo-religijności.

Najgorszym i najbardziej dotkliwym skutkiem grzechu jest jednak śmierć. W zderzeniu z nią człowiek szuka również jakiegoś rozwiązania, poprzez: rozwój nauk medycznych, tworzenie nowych leków, szczepionek, różnego rodzaju zabiegi, operacje, sposoby leczenia przedłużające życie – diety, odżywki mające na celu opóźnienie starzenia. Te wszystkie starania kończą się jednak jednym wielkim fiaskiem w momencie śmierci biologicznej.

Najsmutniejszą jednak konsekwencją odrzucenia Boga i wyboru zła przez konkretnego człowieka jest śmierć duchowa, polegająca na  utracie szczęścia wiecznego. I tu stajemy wobec największego dramatu ludzkości, wobec którego pozostajemy bezradni. Człowiek odczuwa tęsknotę za utraconym rajem, czego potwierdzeniem są jego dążenia wykraczające poza ten świat doczesny: pragnienie pełni prawdy, dobra i piękna oraz nieśmiertelności. Jednak na ziemi nie jest w stanie tego osiągnąć. Czy jest wyjście z tej sytuacji?

Odpowiedź znajdziemy w Biblii. Gdy wczytamy się w słowa Pisma Świętego, to już na samym początku Księgi Rodzaju, zaraz po opisie grzechu pierworodnego, Pan Bóg zapowiada, że nie zostawi ludzi samych, że na świat przyjdzie Zbawiciel, który złamie oścień śmierci i pokona szatana. Ta zapowiedź zrealizowała się w osobie Jezusa Chrystusa, który przeszedł przez bramę śmierci, aby nas wybawić z niewoli grzechu i obdarzyć na nowo życiem wiecznym. Syn Boży zapłacił jednak za to ogromną cenę – doświadczył poniżenia, wyszydzenia i odrzucenia oraz cierpienia i okrutnej męki zakończonej śmiercią na drzewie krzyża.

Dla wielu ludzi prawda ta wydaje się być jednak niezrozumiała. Rodzi się pytanie, czy Jezus naprawdę musiał cierpieć, aby nas wyrwać ze szponów śmierci? Przecież mógł to zrobić w inny prosty i bezbolesny sposób. Niestety takie myślenie jest błędne, ponieważ każde zło domaga się kary, a zatem także nasz grzech powinien zostać sprawiedliwie osądzony. Św. Paweł stwierdza w jednym ze swoich listów, że „zapłatą za grzech jest śmierć” (Rz 6,23) Bóg zatem, któremu przypisujemy cechę sprawiedliwego sędziego nie może pozostawić występku bez odpowiedzialności. Ci, którzy dopuszczali się nieprawości, choćby uciekli przed ludzkim wymiarem sprawiedliwości – muszą stanąć przed trybunałem Najwyższego – czy są wierzący czy niewierzący – tym bardziej, jeśli niewiara tych drugich wynikała z ignorancji. Skoro zatem wszyscy jesteśmy grzesznikami, musielibyśmy ponieść konsekwencję śmierci wiecznej.

Bóg zna naszą dramatyczną sytuację i pomimo tego nie przestaje nas kochać. Nie zostawia nas samych – jak mówi Pismo Święte: „Nie chce On śmierci grzesznika, ale, by się nawrócił i miał życie”. (Ez 33,11) Dlatego choć jest ze swej natury sprawiedliwy, objawił się nam nade wszystko jako miłosierny Ojciec. Miłosierdzie Jego nie polega jednak na stwierdzeniu, że „nic się nie stało”, albo na szukaniu taryfy ulgowej. Jego postępowanie można porównać raczej do sędziego, który musi skazać swojego syna. Nie ma możliwości uniewinnienia oskarżonego, ponieważ wyrok musi być sprawiedliwy. Co zatem robi ów sędzia? Potwierdza wyrok, po czym zdejmuje togę sędziowską i z miłości do syna przyjmuje wyrok na siebie oddając swoje życie zamiast niego. Tak właśnie zrobił nasz Bóg w osobie swojego Syna Jedynego, który przyjął dobrowolnie śmierć krzyżową, aby odkupić nasze winy.

Od lat dziecięcych słyszymy, że Jezus umarł za nas na krzyżu, ale by dobitniej zrozumieć tę tajemnicę powinniśmy raczej powiedzieć, że On umarł nie tyle „za nas” ile „zamiast nas”. To my zasługujemy na śmierć z powodu naszych grzechów, ale On przyjął tę śmierć na krzyżu zamiast nas.

Jezus odkupił nas zatem od śmierci. Jednak nasze zbawienie nie nastąpi niejako z automatu. Pan Bóg nikogo na siłę nie uszczęśliwi. Potrzeba konkretnej postawy i odpowiedzi człowieka – potrzeba przyjęcia tego daru odkupienia z naszej strony. 

Aby to zrozumieć posłużmy się jeszcze jednym obrazem. Grzesznika można porównać do tonącego, który w falach wydaje ostatnie tchnienie. Czego będzie teraz potrzebował? Z pewnością nie pomoże mu ktoś, kto w tej chwili z brzegu będzie dawał mu wskazówki i polecenia, jak ma pływać. Nie pomoże mu również ktoś, kto wskoczy do wody i zademonstruje różne techniki pływackie, aby dać piękny przykład, co robić, aby nie utonąć. Pomóc może jedynie ktoś, kto jest gotów rzucić się w te spienione fale, podpłynąć do topielca i wyciągnąć go na brzeg. Tym kimś jest Jezus Chrystus. Potrzeba tylko jednego ze strony tonącego. Wystarczy, że wezwie pomocy: „Jezu ratuj!” I wracając do grzesznika – wystarczy, że właśnie w Chrystusie uzna swojego Pana i Zbawiciela, że zaprosi Go do swojego życia i odda swoje sprawy w Jego ręce.

„Jeżeli więc ustami swoimi wyznasz, że JEZUS JEST PANEM, i w sercu swoim uwierzysz, że Bóg Go wskrzesił z martwych – osiągniesz zbawienie. Bo sercem przyjęta wiara prowadzi do usprawiedliwienia, a wyznawanie jej ustami – do zbawienia” (Rz 10, 9-10).

Powstańmy zatem i zanim wyznamy naszą wiarę pomódlmy się krótką modlitwą:

Boże,Ojcze niebieski… wiem, że mnie kochasz…

miłością doskonałą…i wierną aż po krzyż….

Zdaję sobie sprawę z tego…, że jestem grzesznikiem…,

ale Ty nadal mnie kochasz…, bo jestem Twoim ukochanym dzieckiem…

Nie jestem w stanie o własnych siłach… wyrwać się ze szponów zła…,

ale chcę to zrobić z Twoją pomocą… oddaję się w Twoje ręce…

W Tobie uznaję mojego jedynego Pana i Zbawiciela…

bo Ty zwyciężyłeś szatana i pokonałeś śmierć…

Wziąłeś na siebie także moje winy…

i poniosłeś na Golgotę, aby umrzeć zamiast mnie…

Przyjmuję, Panie, z wdzięcznościądar Twojego odkupienia…,

Pragnę odtąd kroczyć drogą, która doprowadzi mnie do pełni życia…

do którego powołałeś mnie na samym początku mego istnienia…

i uwielbiam z dziękczynieniem Twoje święte Imię…

Amen.